W Meksyku 6. grudnia nie wspomina się świętego Mikołaja, ani nie otrzymuje prezentów.
Mało tego, w święta Bożego Narodzenia nie ma „Gwiazdki” ani „Dzieciątka”. Dzieci otrzymują zabawki dopiero na święto Trzech Króli, czyli 6. stycznia…
Tradycje meksykańskie są piękne i ciekawe, ale też kontrowersyjne, szczególnie dla katolików. Bierze się to z tego, że dzisiejsze terytorium Meksyku zamieszkiwała ludność pogańska. Indianie mieli wykształcone własne rytuały i ceremonie, swój własny sposób pojmowania świata i tłumaczenia zjawisk atmosferycznych. Na początku XVI wieku przybyli Hiszpanie i postanowili zrobić z nich katolików, nie mówiąc ich językiem, ani nie znając ich zwyczajów. Nie było to łatwe zadanie…
Jedynym sposobem przekabacenia Indian była próba połączenia chrześcijańskich tradycji z pogańskimi obrządkami miejscowej ludności (tzw. synkretyzm). Tym sposobem powstało radosne przeżywanie święta zmarłych czy świętowanie Bożego Narodzenia obfitujące w „luki” obyczajowe.
Przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia opierają się na tzw. posadach. Jest to 9 dni nowenny przed narodzeniem Dzieciątka, symbolizujące 9 miesięcy ciąży i wędrówki Maryi z Józefem w poszukiwaniu nowego lokum.
Posada polega na tym, że przychodzi się do wyznaczonego domu wśród przyjaciół i rodziny, prosząc o miejsce noclegowe, a następnie odbywa się procesja ze śpiewem kolęd, symbolizująca pielgrzymującą świętą Rodzinę. Spotkanie kończy drobny poczęstunek przygotowany przez gospodarzy oraz rozbicie przez dzieci pińaty będącej symbolem walki z 7 grzechami głównymi.
W Wigilię meksykańskie rodziny spotykają się w godzinach wieczornych na Pasterce, po której jedzą wspólną kolację (najczęściej dopiero koło północy).
Zanikającym zwyczajem jest „ukołysanie dzieciątka” mające miejsce tuż przed wigilijną kolacją – kładzie się figurkę Dzieciątka Jezus na rozciągniętym materiale, trzymanym przez najmłodszych i kołyszę się Dzieciątko w rytm śpiewanych kolęd. Po „ukołysaniu” figurkę układa się do żłóbka.
W prostocie meksykańskich świąt nie ma miejsca na świętego Mikołaja. Jest on jedynie skutkiem gwałtownej globalizacji ostatnich lat. Na głównych placach i w dużych miastach spotykamy „świętego Mikołaja” siedzącego przy ośnieżonych saniach wydrukowanych na billboardzie. Każdy może podejść i (za opłatą oczywiście) zrobić sobie zdjęcie z Mikołajem lub wsadzić głowę w „dziurę” billboardu i pstryknąć fotkę wraz z całym zaprzęgiem.
W ostatnich latach na skutek silnej amerykanizacji meksykańskiej kultury pojawił się zwyczaj obdarowywania dzieci ubraniami, które rzekomo przyniósł święty Mikołaj i nad ranem 25. grudnia pozostawił pod choinką. Jednak zwyczaj ten jest obecny głównie w nowoczesnych rodzinach, których status ekonomiczny pozwala na dwukrotne obdarowywanie dzieci prezentami w przeciągu 2 tygodni. Prezentowy prym bowiem od pokoleń wiedzie święto Trzech Króli.
O tym, z jak silną amerykanizacją mamy do czynienia w Meksyku, nie tylko świadczą Coca-Colowe bombki na choince, ale też fakt, jak Meksykanie nazywają świętego Mikołaja. W Meksyku jest on nazywany Santa Claus, czyli jest dokładnie tak samo jak w Stanach Zjednoczonych, podczas gdy w innych krajach hiszpańskojęzycznych święty ten występuje pod czulszą nazwą Papá Noel.